Sędziowie zabrali 2 punkty
W kolejnym spotkaniu legioniści wyraźnie przegrali walkę na tablicy, ale mimo to powinni mecz z Basketem rozstrzygnąć na swoją korzyść. Niestety przeszkodziły nam w tym dwie decyzje sędziów, którzy w końcówce odgwizdali nie wiedzieć czemu dwa przewinienia techniczne na naszą niekorzyść (jedno za rzekome wymuszenie faulu).
Spotkanie z zespołem, który jeszcze niedawno występował w ekstraklasie nie wzbudziło większego zainteresowania. Na trybunach pojawiło się początkowo tylko 40 osób. Z biegiem czasu doszło do około 90. Mimo skromnej frekwencji w hali, nasi gracze mogli liczyć na wsparcie publiczności przez cały mecz.
Ten rozpoczął się całkiem nieźle. Długo na tablicy utrzymywał się wynik 3-0, co kibice wykorzystali na kilka okolicznościowych piosenek ;) Pod koniec I kwarty na prowadzenie wyszli goście. W drugiej kwarcie nasz zespół odzyskał prowadzenie i nie oddał go aż do przerwy. Z powodu wymuszonej absencji Artura Kijanowskiego (kara za mecz w Siedlcach), rozgrywającym Legii był Michał Kowalik. Nieobecny na ostatnich dwóch meczach naszej drużyny zawodnik spisywał się bardzo dobrze.
Z akcentów humorystycznych warto wspomnieć o jednym z zawodników Basketu, Mateuszu Biegu, który rozgrzewając się stał się obiektem żartów publiczności. Fani Legii zaczęli naśladować ruchy rozgrzewającego się gracza. Gdy ten zauważył, że ma naśladowców, razem z kibicami pokładał się ze śmiechu :)
Ekipa z Kwidzyna zdecydowanie lepiej od Legii radziła sobie na tablicach, zbierając nawet piłki po własnych rzutach wolnych. Wydawało się nawet, że lepiej żeby... goście trafiali osobiste, bo najwyżej zdobędą w akcji 2 punkty, a nie więcej. Po przerwie jednak Legia objęła najwyższe, 10-punktowe prowadzenie.
Niestety w końcu coś się zacięło i goście zaczęli odrabiać staty. To właśnie przegrana 18-28 ostatnia partia meczu zadecydowała o końcowym wyniku. Przy stanie 53-48 (na 5 minut przed końcem spotkania) sędziowie odgwizdali faul Marcina Chojeckiego na Marcinie Kowalewskim. Basket oprócz rzutów wolnych dostał również piłkę z boku. Przewaga Legii została zniwelowana do 3 oczek, a chwilę później do jednego, po tym jak nasz zespół fatalnie spisał się w obronie. Balicki nie upilnował Tomasza Wilczka, który otrzymał świetne podanie od Biega i z bliska trafił do kosza.
W odpowiedzi wymuszony syreną rzut z 7 metrów oddał Paweł Podobas, ale piłka odbiła się od obręczy i została zebrana przez rywala. Na szczęście Legia przechwyciła piłkę po akcji Basketu i chwilę później dwa punkty z rzutów wolnych zdobył Nawrot (55-52). To co działo się później pod naszym koszem trudno opisać. Kwidzynianie nie trafili ani rzutu za 3, ani spod kosza, a chwilę później Bieg próbował skopiować podanie sprzed dwóch minut - tym razem nieskutecznie.
Legia w ataku zagrała nieskutecznie, a pod własnym koszem odgwizdano Balickiemu przewinienie techniczne. Ten przepychając się z rywalem padł na parkiet, co sędziowie uznali za wymuszenie faulu. Oba rzuty wolne niestety wpadły do kosza, a chwilę później skutecznym wejściem pod kosz popisał się Kowalewski. W ten sposób Legia straciła prowadzenie - było 55-56. Niestety w ofensywie nawet nie oddaliśmy rzutu. "Szrek" zaliczył stratę przy podaniu do Kowalika i musiał faulować wychodzącego sam na sam z koszem Wilczewskiego. Tak właściwie skończyły się marzenia Legii o korzystnym wyniku końcowym...
Później były już szachy. Legioniści próbowali podawać piłki dobrze rzucającemu Nawrotowi, który nawet przy podwójnym kryciu potrafił trafić za 3. Szkoda, że w jednej z ostatnich akcji, po czasie dla naszej drużyny Tomek Rudko nie zdecydował się na rzut za 3 punkty tylko oddał piłkę. Parę sekund później naciskany przez obrońców Kowalik oddał niecelny rzut i właściwie było po zawodach. Do końca spotkania Legia musiała już faulować i liczyć na pomyłki z linii rzutów wolnych. A tych było w końcówce było jak na lekarstwo. Jeszcze tuż przed końcem sprytem wykazał się Piotrek Nawrot, wymuszając faul przy rzucie zza linii 6,25 metra. Wszystkie 3 wolne wykorzystał, doprowadzając do stanu 64-66. Niestety do zakończenia meczu pozostało zaledwie 0,2 sekundy i musieliśmy uznać wyższość rywala. I sędziów.
Autor: Bodziach