Po dobrej grze
Spotkanie w hali przy ulicy Kusocińskiego zaczęło się już o godzinie 11.00 i być może dlatego kibiców było na nim znacznie mniej niż na piątkowym pojedynku stalowców z Czarnymi Słupsk.
Od początku meczu na parkiecie toczyła się bardzo wyrównana walka, choć przez pierwsze kilka minut stroną posiadającą przewagę byli gospodarze. Działo się tak głównie dzięki świetnej skuteczności Pawła Szcześniaka. Wśród warszawiaków ciężar gry wziął w tym czasie na swoje barki Wojciech Majchrzak. Później jednak skutecznymi zagraniami zaczęli wspierać go koledzy z drużyny, zwłaszcza Wojciech Żurawski i Tomasz Cielebąk. Ten ostatni pod koniec I kwarty popisał się fenomenalną akcją. Po rzucie jednego ze legionistów piłka odbiła się od obręczy. Niczym spod ziemi wyrósł w odpowiednim miejscu Cielebąk. Wybił się, jak na sprężynach i niezwykle efektownym wsadem zdobył dla swej ekipy kolejne dwa ,,oczka’’. Było to bez wątpienia zagranie meczu, godne tego by sfilmowały je telewizyjne kamery.
Po meczu trener warszawiaków Jacek Gembal mówił: – Wiedziałem, że Tomek w końcu zaskoczy. On przez praktycznie dwa lata nie grał. Potrzebował czasu, aby dojść do wysokiej formy. Już ubiegłoroczne play-offy pokazywały, że wszystko idzie w dobrym kierunku i teraz to się potwierdza.
Goście dość szybko wyrównali stan spotkania i nawet zdołali objąć kilkupunktową przewagę. Bez większych problemów kilkoma szybkimi podaniami rozbijali obronę podopiecznych trenera Kowalczyka, trafiając bądź to spod kosza (Żurawski, Cielebąk), bądź z półdystansu (Majchrzak, Przewrocki). Niewątpliwie jednak szyki pomieszały im mocno aż cztery przewinienia popełnione w pierwszej kwarcie przez rozgrywającego (świetnie zaprezentował się w sobotnim meczu z Czarnymi Słupsk) Marcina Stokłosę. Jacek Gembal nie miał wyjścia i musiał posadzić podstawowego playmakera na ławce rezerwowych. Stokłosa wszedł na parkiet z powrotem w II kwarcie, ale bardzo szybko zarobił piąte przewinienie i zmuszony był opuścić plac gry.
W II kwarcie podobnie jak w pierwszych dziesięciu minutach trwała wyrównana walka. Legia udowadniała, że drużyna grająca tylko i wyłącznie polskim składem ( i to w dodatku bez kilku kontuzjowanych zawodników) może stawiać czoła teoretycznie dużo silniejszemu i dysponującemu zagranicznymi "posiłkami" rywalowi. W grze Stali sporo było chaosu i niedokładności, a większość punktów ostrowianie zdobywali po indywidualnych zagraniach. Oprócz dobrze spisującego się Szcześniaka ochotę do walki i niezłą dyspozycję wykazywali jeszcze: Wojciech Szawarski i Mindaugas Budzinauskas.
To jednak było za mało, aby uzyskać jakąś większą przewagę nad składnie i zespołowo grającymi legionistami. Trener Kowalczyk co rusz łapał się za głowę widząc kiepską postawę swoich podopiecznych. Tym niemniej jednak do pierwszych 20 minutach "stalówka" prowadziła 55-52.
Od początku II połowy trener Gembal zdecydował się wystawić na parkiet graczy rezerwowych. Na placu gry z podstawowego składu pozostał tylko Cielebąk. Pechowo zakończyło się pojawienie w niedzielnym meczu dla Aleksieja Olszewskiego. Już po kilku minutach przebywania na parkiecie, w podkoszowym starciu z Konstantinem Furmanem doznał bardzo groźnie wyglądającego urazu i słaniając się na nogach zszedł do szatni.
O dziwo z rezerwowym składem Legii stalowcy też nie mogli sobie z początku poradzić. Jednak z każdą kolejną minutą ich przewaga stopniowo wzrastała. Warszawska młodzież pokazał jednak, że choć do wysokiej klasy jeszcze im daleko, w koszykówkę grać potrafi, co dostrzega z pewnością także trener Gembal, jeden z niewielu pracujących w ekstralidze rodzimych szkoleniowców, którzy nie boją się stawiać na polską młodzież.
Ostatecznie Stal dzięki drugiej połowie, w której ograła warszawskich juniorów (choć nie bez pewnych problemów) zakończyła całe spotkanie zwycięstwem 100-85.
Autor: Kurier Ostrowski