Horror dla Legii!
W rozegranym dziś na Torwarze meczu II ligi koszykówki Legia pokonała Basket Piła 71-69. Wyniki poszczególnych kwart: 18-10, 11-19, 11-16, 31-24. Legioniści przegrywali już nawet 14 punktami i w ostatnich sekundach przechylili losy meczu na swoją korzyść. Mecz obejrzało ponad dwa tysiące kibiców. Kolejne spotkanie koszykarze rozegrają w przyszłą niedzielę w Sopocie z Treflem, a 25 stycznia na Torwarze podejmą Polonię.
Takie mecze zdarzają się niezwykle rzadko. Legia w pojedynku z Basketem Piła była bardzo słabo dysponowana rzutowo i w czwartej kwarcie traciła już do rywali 14 punktów, na 20 sekund było 62-67, a mimo wszystko potrafiła sobie tylko znanym sposobem zwyciężyć. To trzeba przeżyć!Mecz z Basketem Piła miał być dla Legii spacerkiem, szczególnie, że ekipa z Wielkopolski musi sobie radzić bez swojego najlepszego zawodnika, Łukasza Chelisa. Legioniści tymczasem po świetnej serii oraz pewnej wygranej w Kaliszu, byli zdecydowanym faworytem ligowej potyczki.
I pierwsza kwarta wskazywała na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Pierwsze prowadzenie już w drugiej minucie gry, później punkty głównie podkoszowych graczy - Cechniaka i Zaperta, pozwoliły Legii odskoczyć na kilka punktów. Po pierwszej kwarcie legioniści prowadzili 18-10, a mogło być jeszcze wyżej, gdyby w trzech ostatnich akcjach trafiali Zapert i Paszkiewicz. Niestety w kolejnej partii meczu nasi gracze zaczęli fatalnie, tracąc 9 kolejnych punktów oraz prowadzenie. Odpowiedział w końcu punktami Piesio, ale Basket znowu skutecznie wykańczał swoje akcje i do samego końca pierwszej połowy, przyjezdni mieli sporo do powiedzenia na parkiecie. Legioniści doprowadzili co prawda do wyrównania tuż przed przerwą, po osobistych "Pepego", ale gra naszej drużyny nie mogła się podobać.
"Spokojnie, obudzą się po przerwie" - mówili kibice. Niestety, było to tylko pobożne życzenie. Po zmianie stron, mecz nadal był bardzo wyrównany, ale cały czas to legioniści musieli gonić wynik. Świetnie dysponowany Morawiec, Zając i Rudnik wyprowadzili swój zespół na prowadzenie 37-33 w 23. minucie meczu. Co z tego, że nasz zespół doprowadził do wyrównania, jak po chwili znowu trafił cztery punkty z rzędu. Spora w tym zasługa słabej komunikacji w grze obronnej - Basket często rozgrywał akcje w ten sposób, że rywale zdobywali bardzo łatwe punkty z czystych, podkoszowych pozycji. W ataku legioniści napotykali wciąż i wciąż na strefę, z którą radzili sobie nadspodziewanie trudno. Kto wie, jakim wynikiem skończyłoby się to spotkanie, gdyby nasi gracze popełnili więcej strat (co zdarza im się w wielu meczach) oraz słabiej zagrali na deskach, a Cechniak nie zebrał 19 piłek, w tym aż 13 w ataku... Przed ostatnią partią meczu legioniści mieli do odrobienia 5 punktów. Niby niewiele, ale...
...zamiast odrabiać straty, czwartą kwartę rozpoczęliśmy od straty 9 punktów z rzędu! W obronie nie wychodziło nam wtedy nic (no może poza blokiem Cechniaka na początku tej części, ale i tak chwilę później w tej akcji rywale trafili trójkę), a w ataku pudłowali oraz tracili piłki Motel i Podobas. Gdy na 8 minut przed końcem wynik brzmiał 40-54, wydawało się mało realne, odwrócenie losów meczu. Tym bardziej, że rywale cały czas nie pozwalali na zbyt wiele - gdy dochodziliśmy przeciwnika na 10 punktów, ci znowu trafiali i powiększali przewagę. W końcu sygnał do ataku dał Damian Cechniak, który z prawej strony efektownie zapakował piłkę do kosza po dograniu Piesia i na 5 minut przed końcem, znowu nasz zespół trafił do Basketu 10 punktów.
Kilkanaście sekund później Cechniak dobił niecelny rzut Zaperta i strata zmalała do siedmiu oczek. Szczęście sprzyjało Legii w obronie - Maryniewski nie trafił dwóch rzutów wolnych, później popełnił przewinienie w ataku... Tyle, że legioniści w ataku sami nie mogli się wstrzelić. Pudłowali kolejno Zapert, Świderski i Paszkiewicz. W końcu, gdy do końca pozostawały jedynie 3 minuty, "Świder" trafił pierwszą trójkę w tym meczu! Akcja gości została zakończona blokiem Cechniaka i szykbo udało się odpowiedzieć skutecznym kontratakiem. Po trafieniu Podobasa było już tylko 60-62. Nadzieje znowu odżyły... by po chwili legioniści stracili cztery kolejne punkty, a sami nie potrafili trafić z dystansu (Świderski, Podobas). Czas uciekał, a na tablicy wciąż widniał wynik 60-66. I tak naprawdę końcowego sukcesu nie byłoby, gdyby nie fantastyczne zachowanie Andrzeja Paszkiewicza pod koszem przeciwnika. "Czarny" zabrał od tyłu piłkę Morawcowi i zdobył dwa punkty z najbliższej odległości. Do końca 45 sekund i nadal cztery punkty straty. Legia nie miała na co czekać - Rafał Piesio od razu sfaulował Morawca, który wykorzystał tylko jeden rzut wolny. W odpowiedzi Damian Cechniak trafił z faulem, a także wykorzystał dodatkowy rzut wolny. Do końca 22 sekundy i dwa punkty straty. Znowu Piesio szybko faulował rozgrywającego Basketu, a ten ponownie wykorzystał tylko pierwszy z nich. Legioniści musieli się spieszyć, stąd szybki rzut za 3 "Czarnego", niestety niecelny. Na szczęście piłka znowu wróciła do gospodarzy. Świderski odegrał do Podobasa, ten oddał piłkę "Świdrowi" do boku i nasz rzucający doprowadził do remisu na 4 sekundy przed końcem! Na trybunach szał radości. 68-68 i piłka od kosza dla rywali. W tym momencie Rafał Piesio sfaulował po raz kolejny Morawca. Nie wiedzieć czemu... bo ryzyko było spore. Na szczęście gracz Basketu po raz kolejny trafił tylko raz, a trenerzy Legii wykorzystali w tym momencie ostatni czas dla drużyny.
Legia miała trzy sekundy na wykończenie akcji. Brak punktów skutkowałby porażką. Paszkiewicz wybiegł po prostej, ściągając na siebie dwóch rywali. Podobas jakby tylko na to czekał i wznowił grę podaniem do wbiegającego pod kosz Zaperta. Damian nie dość, że trafił, to był przy tym faulowany przez Morawca. Dodatkowy rzut wolny również wykonał skutecznie. Goście jeszcze wznowili grę, rzutem przez całe boisko, po czym rzut rozpaczy oddał Pochylski, ale nie miał on prawa znaleźć drogi do kosza. Wygrana Legii stała się faktem, w okolicznościach, jakich nie przewidziałby nikt. I chociaż Legia zagrała słabo, to jest właśnie piękno kosza - emocje do samego końca, walka na całego i w końcu - olbrzymia radość po TAKIEJ wygranej, wyszarpanej, wydawałoby się nieprawdopodobnej.
Autor: Bodziach