fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Widzewem Łódź

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

24 lata; brak determinacji; nijakość; piłka parzy; debiut Urbańskiego - to najważniejsze punkty po niedzielnym spotkaniu Legii Warszawa z Widzewem Łódź.

1. 24 lata
Długi czas na wygraną z Legią musieli czekać kibice Widzewa Łódź. Doczekali się w ostatnią niedzielę. „Piłkarze” z Łazienkowskiej 3 uwielbiają uczestniczyć w historycznych momentach bądź samemu tworzyć - tak lubiane przez naszego dyrektora - statystyki. „Udało się” po raz kolejny, bo ostatniej porażki z łodzianami nie pamiętało zapewne mnóstwo kibiców stołecznej drużyny... To jeszcze jednak nie koniec - od sześciu meczów Legia nie potrafi wygrać, ostatni raz taka sytuacja zdarzyła się 9 lat temu. Kolejna statystyka podbita, teraz należy ją wydrukować i przedstawić w kolejnych legijnych programach, bo jest się czym szczycić i chwalić.



2. Brak determinacji
Przez pierwsze piętnaście minut można było sądzić, że trener i zawodnicy wstali rano i przestawiło im się coś w głowach, niczym kiedyś Piotrowi Zielińskiemu. Jednak radość z dobrej gry nie trwała długo, bo potem legioniści wrócili do swojego stylu gry. Brakowało determinacji, woli walki, posiadanie piłki nie dawało nic, bo albo graliśmy do najbliższego, albo czekaliśmy na ruch przeciwników. Nie widziałem u „Wojskowych” takiego zaangażowania, o jakim jest mowa w klubowych filmikach czy wypowiedziach. Znów można napisać, że graliśmy w „stojanowa”, rzadko kto wychodził na wolne pozycje, a nawet większość graczy ich nie szukała. Gdy na boisko weszli Wojciech Urbański i Maciej Rosołek, Legia dogorywała, licząc na końcowy gwizdek, byle tylko nie stracić kompletu punktów i odrobić do lidera chociaż jeden. Nawet aktywny w pierwszej połowie Morishita totalnie odpuścił w drugiej części. Wyglądało to tak, jakby piłkarze dostali jasny sygnał z szatni w przerwie, że nie ma co się przemęczać, bo tu nie uda się wygrać, a punkt na trudnym terenie należy szanować. Szkoda, bo to spotkanie można było wygrać i to na dużym spokoju, podobnie zresztą jak poprzednie mecze. Wyszedł jednak ponownie charakterystyczny legijny minimalizm.

3. Nijakość
Zastanawiam się, co piłkarze Legii trenują w tygodniu, albo inaczej, na jakiej intensywności. Według wielu, to jak intensywnie i z głową ćwiczysz na treningu, przekłada się na lepsze wyniki w zawodach. U podopiecznych trenera Kosty Runjaicia widać jedynie regres, a nie progres. Są podania z bliskiej odległości wykonywane z całą siłą, tak by wrzucić na „konia” swojego kolegę. Do tego dochodzi niedokładność w przyjmowaniu piłki czy uderzeniach na bramkę przeciwnika, jednym zdaniem: obecna Legia jest nijaka. Niech świadczy o tym fakt, że z ławki rezerwowych w pierwszej kolejności podnosi się zawodnik, który do rezerw przyszedł przed obecnym sezonie i wchodzi bez żadnych kompleksów na boisko, natomiast doświadczeni zawodnicy nawet w połowie nie potrafią pokazać tej determinacji. Każdy jest wolnym elektronem, nie ma jedności i zespołu. Jest zlepek ludzi, którzy spędzają ze sobą dużo czasu, ale nie przekłada się to na wyniki. Oczywiście, można zwalać to brak szczęścia, bo przecież przy strzałach z pierwszych piętnastu minut mogło go zabraknąć, ale według mnie, gdyby legioniści lepiej przyłożyli się do tych uderzeń, to w końcu byśmy wygrali i nie narzekali na obecny stan.

4. Piłka parzy
Warto rozłożyć na czynniki pierwsze straconą przez legionistów bramkę. Wszystko rozpoczęło się od beznadziejnego przyjęcia piłki przez Macieja Rosołka. Nie będę się jednak nad nim znęcał, by nikt nie zarzucił, że nie wspieram wychowanków klubu. Jednak gdyby „Rossi” lepiej przyjął tę piłkę, to mógłby zagrać do wybiegającego za jego plecami Gila Diasa i może „Wojskowi” stworzyliby kontrę, a nawet sytuację podbramkową.

Następnie piłka poszła na lewą stronę, a Antoni Klimek dośrodkował ją do Imada Rondicia, przy którym stało dwóch zawodników. Jak można zauważyć, Radovan Pankov pilnuje powietrze, natomiast Rafał Augustyniak i Yuri Ribeiro jednego gracza.

fot. Canal  Sportfot. Canal Sport

Przed polem karnym natomiast wszystkiemu biernie przyglądała się trójka ze środka boiska – Josue, Zyba i Kapustka. Nikt z nich nie pomyślał, że Ribeiro będzie chciał zaliczyć asystę do przeciwnika, a powinni, bo to nie pierwszy i nie ostatni raz. Ta sytuacja po raz kolejny obnażyła, jak bardzo ważny był Bartosz Slisz.
Inną rzeczą, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest zachowanie Gila Diasa. Piłkarz, który w swoim CV ma kilka świetnych europejskich marek, nie zna podstaw gry w piłkę nożną. Nie wie, że jak futbolówka leci w jego stronę, to należy ją zablokować, zamiast tego chroni swoje ciało i buźkę, by tylko nią nie dostać. Panie Dias, zawsze można zmienić profesję i zamiast udawać piłkarza, zostać modelem, tam po twarzy Pan nie dostanie.

fot. Canal  Sportfot. Canal Sport

5. Debiut Urbańskiego
Jest jeden mały promyk nadziei po niedzielnym meczu - debiut Wojciecha Urbańskiego. Młody zawodnik, który przyszedł z Wisły Kraków, na boisku pojawił się w 59. minucie i od razu było widać ten młodzieńczy błysk. Wszedł bez jakichkolwiek kompleksów, nie bał się trudnych decyzji. Podjął trzy próby dryblingu i dwie z nich były udane. Przez cały mecz tyle samo (i najwięcej w zespole) miał Morishita. To wiele świadczy o formie i decyzyjności legionistów w ostatnim czasie. W doliczonym czasie gry świetnie minął swojego przeciwnika na prawej stronie boiska, zagrał wzdłuż pola karnego do Bartosza Kapustki, ale uderzenie „Kapiego” wybronił Rafał Gikiewicz. Jeśli mam być szczery, to ten sezon jest stracony, więc dajmy więcej szans młodym zawodnikom, którzy zagrają na ambicji i woli walki, a nie będą tylko wychodzili na boisko, by zarobić swoje i pójść do domu. Jeśli innym się nie chce walczyć za te barwy, to niech pograją sobie w rezerwach bądź gierkach na treningach, a niech grają młodzi na ambicji. Przynajmniej tego nikt im odmówić nie będzie mógł.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.