fot. Michał Wyszyński / SKLW
REKLAMA

Relacja z trybun: Dla nas liczą się wyniki!

Hugollek, źródło: Legionisci.com

Napisać, że w ostatnim czasie Legia nie rozpieszcza nas wynikami to jak nic nie napisać. Na siedem rozegranych w 2024 roku spotkań „Wojskowi” zanotowali raptem jedno zwycięstwo, trzy mecze zremisowali, a w kolejnych trzech musieli uznać wyższość rywali. Czarę goryczy przelała ubiegłotygodniowa porażka z Widzewem w Łodzi, po której futboliści zostali przez nas „poproszeni” o jak najszybsze udanie się do szatni.



Chyba mało kto wierzył w to, że potyczka z Piastem mogła przynieść jakiś przełom w tej tragicznej sytuacji, zwłaszcza że ani przedstawiciele sztabu szkoleniowego ani zarządu nie potrafili do tej pory znaleźć odpowiedniego sposobu na jej uzdrowienie.

Przed wejściem na trybuny prowadzono zbiórkę na legijne oprawy. Mimo zimna i niepogody (momentami padał nawet śnieg) w niedzielny wieczór na stadion przy Łazienkowskiej przybyło prawie 22 tysiące osób, co stanowi naprawdę bardzo przyzwoity wynik, zwłaszcza że to kolejny domowy mecz z rzędu z wysoką frekwencją. Nie uszło to uwadze prowadzącemu doping „Staruchowi”, który podkreślał, że o to właśnie chodzi w naszym legijnym fanatyzmie, by niezależnie od tego, co dzieje się na murawie, podczas każdego spotkania zapełniać trybuny, a zwłaszcza „Żyletę”, do ostatniego miejsca.
Jednocześnie – mimo iż powszechnie wiadomo, że z drużyną jest się na dobre i na złe – trudno nie wymagać od niej, a także od osób nią nadzorujących, należytego zaangażowania. Jeśli bowiem gra się w Legii i nią zarządza, trzeba zdawać sobie sprawę, że to nie tylko wielki przywilej, ale jednocześnie ogromna odpowiedzialność, by sprostać wymaganiom kibiców i walczyć wyłącznie o najwyższe cele. Nas wszak interesują jedynie zwycięstwa. Kto tego nie rozumie, powinien wy...tłumaczyć sobie, czy doprawdy warto, aby dalej tutaj działał. „Ciężej” myślących wielokrotnie odpowiednio „uświadamialiśmy” podczas meczu, jak to wszystko powinno wyglądać.

fot. Michał Wyszyński / SKLWfot. Michał Wyszyński / SKLW

Gdy tym razem nie spiker, lecz jeden z fanów, który zwyciężył w mikołajkowym konkursie zorganizowanym przez klub, wyczytywał skład naszego zespołu, po raz pierwszy wyraziliśmy swoją dezaprobatę względem panującej w Legii beznadziei. „Legia grać, k… mać!” – okrzyk niezadowolenia (powtarzany tego wieczora zresztą wielokrotnie) rozniósł się huknął po całym stadionie. Chwilę później rozwinęliśmy pierwszy z trzech specjalnie przygotowanych na ten mecz transparentów. Na czarnym tle widniał biały napis treści „Auf Wiedersehen”, co po polsku oznacza „Do widzenia” , a który skierowaliśmy do trenera „Wojskowych” Kosty Runjaicia, biegle posługującego się językiem naszych zachodnich sąsiadów.

Po klasycznym odśpiewaniu „Snu o Warszawie” Niemena, a potem „Mistrzem Polski jest Legia” skupiliśmy się na wykonywaniu „Legia, Legia, Legia, Legia gooooool!”, co wychodziło nam bardzo dobrze. Chwilę później zaprezentowaliśmy drugi transparent o treści: „Panie Jacku, dziękujemy. Już wystarczy.”, który tym razem zaadresowaliśmy do dyrektora sportowego klubu Jacka Zielińskiego. Po kilku minutach wywiesiliśmy ostatnie płótno, które do serca miały sobie wziąć pozostałe osoby związane w mniejszym czy większym stopniu z bieżącym, wielce niesatysfakcjonującym funkcjonowaniem Legii: „Każdy, kto nie ma umiejętności, ambicji i charakteru, niech stąd wyp…”. By jeszcze dobitniej wzmocnić przesłanie z płótna, zaintonowaliśmy „Legia to my, Legia to my, eja eja, Legia to my!”.

Co ciekawe, nasze napominania zadziałały chyba mobilizująco na zawodników, jako że ci objęli prowadzenie. Nie cieszyliśmy się jednak przesadnie z bramki, lecz krzyczeliśmy w kierunku murawy „Legia grać...!”, oczekując od piłkarzy zaangażowania na sto procent ich możliwości. Z kolei strzelec bramki, Josue, po pięknym trafieniu ruszył w stronę trybuny Deyny z palcem na ustach, a po chwili zawrócił w stronę trybuny VIP i przy ławce rezerwowych wykonywał różne gesty skierowane najprawdopodobniej w kierunku władz klubu.

Potem pozdrowiliśmy nasze zgody i skoncentrowaliśmy się na uskutecznianiu „Legiaaaaa! Legia Warszawa!” oraz „Do boju, Legio marsz!”, mając nadzieję, że mimo wszystko grajki pójdą za ciosem i jeszcze odważniej zaatakują bramkę „Piastunek”. Cóż, nic bardziej mylnego.




Po mniej więcej kwadransie rywale z Gliwic dali chwilę radości swoim kibicom, doprowadzając do wyrównania po dość kuriozalnym błędzie naszej defensywy. W nasze szeregi ponownie wkradły się rozczarowanie i wściekłość, którym natychmiast daliśmy wyraz. „Legia grać...!” i „Co wy robicie?! Wy naszą Legię hańbicie!” – huknęliśmy niczym z armaty. By dobitniej przemówić zawodnikom do rozsądku, dołożyliśmy jeszcze drwa do już rozgrzanego do czerwoności pieca: „Lenie i nieudacznicy, wypie… ze stolicy!” oraz „Czy przypomnieć wam szmaciarze o rozmowie w autokarze?!”. Dostało się obecnemu właścicielowi klubu. Na dwie trybuny prowadziliśmy adekwatny do sytuacji dialog: „Mioduski! Co?! Jaki pan, taki kram!”.

Fani z Gliwic przyjechali oni do Warszawy transportem kołowym w 78 osób, w tym Bate (2) i GKS Jastrzębie (1) wywiesili dwie flagi (w tym zaprzyjaźnionego, białoruskiego BATE Borysów) i jeśli nawet próbowali jakkolwiek zagrzewać swój zespół do walki, to ich śpiewy z naszej perspektywy były całkowicie niesłyszalne. Wymiany „uprzejmości” ze Ślązakami (właściwie prócz jednego symbolicznego okrzyku) w zasadzie nie odnotowano.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Po rozwścieczeniu spowodowanym wyrównaniem zdążyliśmy jeszcze zaintonować „Dziś zgodnym rytmem”, gdy – dość nieoczekiwanie – „Wojskowi” ponownie wyszli na prowadzenie. Nie zmieniło to jednak naszego podejścia i zamiast się cieszyć ze zdobytej bramki, nakazywaliśmy grajkom, aby dalej robiły swoje i „zapitalały” po boisku. Po pierwszych 45 minutach rywalizacji schodzących do szatni zawodników żegnały nie brawa, lecz, jak można się domyślać, uskuteczniane przez nas wcześniej okrzyki. Warto dodać, że w przerwie meczu pod gniazdem w cenie 61 złotych można było nabyć koszulki z motywem oprawy z rewanżowego pojedynku z norweskim Molde.

Drugą połowę rozpoczęliśmy standardowo od hymnu Legii, po czym śpiewaliśmy „Legia gol, Legia gol, Legia goooool!”. O dziwo nasza żądza kolejnego trafienia poskutkowała, bo legioniści zdobyli następną bramkę. Zareagowaliśmy na nią jednak konsekwentnie, tzn. krzycząc w kierunku boiska „Legia grać, k… mać!”. Jednocześnie zaczęliśmy prowadzić dialog z przyległymi trybunami, który miał usłyszeć dyrektor sportowy naszego klubu: „Zieliński! Co?! Ch… w statystyki, dla nas się liczą wyniki!”. W wyraźnie lepszych nastrojach, choć nadal pełni negatywnych emocji, zaczęliśmy się bardziej koncentrować na klasycznych przyśpiewkach. Świetnie wychodziło nam wykonywanie „Za kibicowski trud”, „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz!”, a już w samej końcówce rywalizacji – „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...” z przysiadaniem.

Od 63. minuty „Wojskowi” zostali zmuszeni do grania w osłabieniu, gdyż Paweł Wszołek, ukarany przez arbitra za faul na jednym z graczy Piasta początkowo żółtą, a po wideoweryfikacji – czerwoną kartką, musiał przedwcześnie opuścić plac gry. Jak nietrudno zgadnąć, taka kolej rzeczy bardzo nam się nie spodobała. A jeśli dodamy do tego jeszcze inne, niezrozumiałe i niekorzystne dla nas, decyzje sędziego, to recepta na eksplozję gotowa. Przez dobrych kilka minut skupialiśmy się przede wszystkim na lżeniu Tomasza Musiała, który chyba – podobnie jak Szymon Marciniak – zapragnął stać się „bożyszczem” publiczności przy Łazienkowskiej.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Mimo przewagi liczebnej gliwiczan głośno nakłanialiśmy naszych grajków do tego, by odpowiednio jechali ze Ślązakami. Futboliści Piasta wprawdzie wyraźnie próbowali atakować bramkę strzeżoną przez Hładuna i momentami wydawało się, że niestety prędzej czy później go pokonają, lecz tego wieczora szczęście sprzyjało legionistom, którzy po raz pierwszy od pięciu tygodni, a konkretnie od meczu z Ruchem w Chorzowie, zdołali zdobyć komplet punktów w ligowej potyczce.

Gdy Musiał musiał wyraźnie niechętnie zakończyć to spotkanie i odgwizdać wygraną Legii, wielu z nas miało ambiwalentne odczucia. Z jednej strony cieszyliśmy się, że po wielu pojedynkach „Wojskowi” wreszcie odnieśli zwycięstwo, jednak z drugiej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i że prawdopodobnie dużo wody jeszcze w Wiśle upłynie, zanim ktoś uporządkuje wreszcie tę naszą legijną stajnię Augiasza. Z tego względu raczej nikogo nie może zdziwić fakt, że zamiast podziękowań grajki usłyszały od nas powtarzane wielokrotnie tego wieczora, że mają grać tak, żeby... wypluły płuca.

Przed nami dłuższa przerwa w dopingowaniu Legii na żywo, jako że najpierw zagra reprezentacja, a potem – w Poniedziałek Wielkanocny – nie pojedziemy do Zabrza ze względu na budowę brakującej trybuny stadionu Górnika. Przy Łazienkowskiej zobaczymy się dopiero w niedzielę 7 kwietnia, kiedy to „Wojskowi” podejmą liderujący obecnie zespół z Białegostoku. Przymusową pauzę warto wykorzystać na wspieranie naszych koszykarzy, piłkarzy halowych i rugbystów. Ci pierwsi zmierzą się w najbliższy piątek o godzinie 17:30 na Bemowie z Dąbrową Górniczą, zaś futsaliści podejmą w sobotę we własnej hali o godzinie 17:00 FC Toruń. Tego samego dnia i o tej samej porze rugbyści zagrają z drużyną Rugby Wrocław. Gorąco Was zachęcamy do uczestnictwa w spotkaniach naszych legijnych sekcji!

P.S. Na „Żylecie” wywieszono następujące transparenty: „Wracaj do zdrowia Jasiu - ŚRD. PŁN. 205 ZLK” oraz „Zmiana dilera nie pomogła, Nitras przestań ćpać!”. Z kolei na trybunie wschodniej zawisło płótno „Nowy stadion dla Elbląga”.

P.P.S. Podczas meczu na stadionie obecna była 15-osobowa delegacja starszyzny z Hagi.

Frekwencja: 21 853
Goście: 78
Flagi gości: 2

Fotoreportaż z meczu - 63 zdjęcia Mishki
Fotoreportaż z meczu - 55 zdjęć Maćka Gronau
Fotoreportaż z trybun - 44 zdjęcia Michała Wyszyńskiego / SKLW

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.