Łódź na dnie!
Na następny klasyk ligi polskiej z udziałem Legii i Widzewa przyjdzie nam czekać przynajmniej rok. Łodzianie spadają w tym roku z I ligi i nie zanosi się na to by mieli szybko do niej powrócić. A szkoda, bo ten niezwykle zasłużony klub dla polskiej piłki na pewno zasłużył na lepszy los. W składzie Legii zabrakło na ten mecz Piotra Włodarczyka (lekka kontuzja), Aleksandra Vukovicia (niespodziewanie zasiadł na ławce rezerwowych) oraz Łukasza Surmy (także usiadł na ławce). Zespół Widzewa to jedna wielka niewiadoma, bowiem co mecz odchodzi kilku graczy. Nie można więc nawet mówić o podstawowej jedenastce Widzewa, bo takiej po prostu nie ma... Klasysk klasykiem, ale w rzeczywistości miał być to mecz tylko o przysłowiową pietruszkę. Jednak wszyscy kibice (tylko posiadacze karnetów, bez kibiców gości) mieli nadzieję, że gracze Legii godnie zakończą sezon 2003/2004 przy Łazienkowskiej.
Od pierwszego gwizdka sędziego Legia zyskała wręcz miażdżącą przewagę nad Widzewem. Zespół Franciszka Smudy wyraźnie nie wykazywał zbytnich chęci do ataku. Z drugiej strony umiejętności graczy z Łodzi są co najmniej o klasę mniejsze od piłkarzy z Warszawy. Legia raz po raz stwarzała groźne sytuacje, które z reguły kończyły się rzutami rożnymi. Brak Aleksandara Vukovicia nie był zbyt widoczny. Tomek Sokołowski I spisywał się bardzo pewnie na pozycji ofensywnego pomocnika. W niewielu sytuacjach, gdy Widzew próbował wyprowadzić kontrę, niemal każdą z nich rozbijał blok obronny Legii z bardzo pewnie grającym Dicksonem Choto. W pierwszej kluczowej sytuacji Marek Saganowski zagrał w pole karne do Wróblewskiego, który szybko oddał piłkę do Sokołowskiego I, a ten pewnym strzałem wyprowadził Legię na prowadzenie. W tej akcji kontuzji pachwiny doznał Radek Wróblewski. W konsekwencji musiał opuścić plac gry. W jego miejsce pojawił się Łukasz Surma. W 21. minucie Tomasz Jarzębowski był wyraźnie faulowany w polu karnym. W tej sytuacji Marek Saganowski pewnie wykorzystał rzut karny i było już 2:0! Być może tym golem "Sagan" wreszcie przełamał swoją niemoc w strzelaniu karnych. W 37. minucie Legia zdobyła bramkę za sprawą “Sagana”, ale niestety piłka przeszła końcową linię i sędzia słusznie gola nie uznał. Legia atakowała zarówno lewą, jak i prawą flanką. Częste przerzuty pod polem karnym na drugą stronę, dobre rozciąganie gry – aż dziwne jak dobrze grało się Legii bez swego serbskiego rozgrywającego.
Już w pierwszych minutach drugiej połowy piłkarze Legii postanowili zmienić wynik! Marek Saganowski popędził lewą stroną boiska i już w polu karnym zagrał do tyłu do Sokoła I. Tomek bez problemu pokonał bramkarza gości. W tym momencie wydawało się, że następne gole są tylko kwestią czasu. I już 3 minuty później Sokół I zagrał do Surmy i było już 4:0! Jednak nie do końca... Łukasz był na wyraźnym spalonym i sędzia gola nie uznał. Na jednym z transparentów na "Żylecie" kibice zaapelowali do Vukovicia, aby nie odchodził do Wisły Kraków. W 64. minucie w polu karnym faulowany był Jacek Magiera. Rzut karny był bezsporny. Do wykonania "jedenastki" podszedł... Artur Boruc!!! Jak podszedł, tak strzelił! 4:0 dla Legii stało się faktem, a cieszący się Boruc... dostał żółtą kartkę. Gdy Artur nie zdążył jeszcze powrócić do bramki, łodzianie szybko wznowili grę i strzałem z 50 metrów (!) przelobowali golkipera Legii! Jednak arbiter uspokoił radujących się Widzewiaków pokazując, że gra miała być wznowiona na jego gwizdek. Tak więc gol został nie uznany. W 69. minucie było już 5:0! Istny pogrom! Marek Saganowski strzelił głową po dośrodkowaniu z prawej strony pola karnego! W tym momencie wiedzieliśmy już czemu to właśnie Widzew spada w tym roku z ligi... W 88. minucie Legia dobiła Widzew! Wprowadzony wcześniej na plac gry Dariusz Dudek dośrodkował z prawej strony do "Sagana", a ten umieścił piłkę głową w bramce. Było już 6:0, czyli całkowity nokaut!
To był ostatni mecz w obecnym sezonie w Warszawie. Dziękujemy wszystkim kibicom za to, że razem z nami dopingowali Legię. Ze stadionem przy Łazienkowskiej przywitamy się już niebawem, w nowym sezonie 2004/2005...
Autor: Szmiciu