Kraków na kolanach!!! :-)
"Legia nas wypunktowała, jak rasowy bokser swego przeciwnika" - te słowa padły z ust Henryka Kasperczaka tuż po meczu. Nie ma się co dziwić trenerowi wiślaków - Legia zgniotła wręcz wzorowo mistrzów Polski! 4:1 to wynik, który pójdzie w świat i być może przyczyni się do pozyskania możnego sponsora. Jednak przede wszystkim jest to olbrzymia satysfakcja dla tysięcy kibiców Legii, którzy w ostatnich dniach musieli wysłuchiwać buńczucznych wypowiedzi zawodników z Krakowa. W drużynie gości zabrakło kilku podstawowych graczy (Głowacki, Cantoro, Frankowski). Z kolei Dariusz Kubicki nie mógł skorzystać z Jarzębowskiego i Garcii. Na trybunach 15 tys. ludzi fantastycznie prowadziło doping dla Legii. Z Krakowa przyjechało ok. 600 osób.
O 20:05 sędzia Michel Lubos ze Słowacji rozpoczął klasyk ligi polskiej Legia - Wisła. Już w 2. minucie Marek Jóźwiak uderzył mocno piłkę przed polem karnym, a ta odbiła się od Saganowskiego i prawie wpadła do bramki. Niesieni kapitalnym dopingiem legioniści grali coraz szybicej i pewniej. W świetnej sytuacji Jacek Magiera źle odegrał do Saganowskiego i dobra sytuacja została niepotrzebnie zmarnowana. W 10. minucie Kiełbowicz celnie dośrodkował na głowę "Sagana", ale arbiter boczny wskazał spalonego. W 14. minucie pierwszą groźną akcję przeprowadziła Wisła. Brasilia po podaniu Szymkowiaka wpadł w pole karne i oddał mocny strzał po długim rogu. Na szczęście Artur Boruc zachował się bardzo przytomnie i wybronił tę trudną piłkę. Po tej akcji poszła kontra Legii, która była niemal kopią tej z 2. minuty. Piłka ponownie odbiła się przed bramką od Saganowskiego po mocnym dośrodkowaniu Sokołowskiego I. Największego stracha kibicom Legii napędził... Marek Jóźwiak! "Beret" popełnił przy własnym polu karnym fatalny kiks podając piłkę zawodnikowi Wisły. W 24. minucie "Sokół" dostał bezpańską piłkę w polu karnym i... podał ją do obrońcy Wisły. Szkoda tej sytuacji, bo z pewnością mogło już być 1:0. Nie minęło kilku sekund a ładny strzał z dystansu oddał kapitan "wojskowych", Łukasz Surma. Niestety piłka minimalnie minęła prawy słupek bramki Piekutowskiego. Znów nie minęła chwila, a Svitlica znalazł się sam przed bramkarzem Wisły, ale fatalnie spudłował ponad bramką. Mimo to kibice nie powinni być źli na Serba, bowiem i tak był spalony. W 31. minucie Jóźwiak popełnił, już drugi dzisiaj, fatalny kiks. Tym razem było to o owiele groźniejsze, ponieważ Marek oddał strzał głową na bramkę Boruca i tylko cud sprawił, że nie było gola. Na kilka minut przed końcem pierwszej połowy spotkania Svitlica przedłużył głową futbolówkę do Saganowskiego. Ten pewnie przyjął piłkę, zrobił jeden zwód i oddał strzał, który niestety minimalnie chybił celu. Gdy arbiter przymierzał się już do zakończenia tej części meczu, świętną akcją popisał się Maciej Żurawski, a następnie oddał strzał. Było to jednak zbyt lekkie uderzenie aby zaskoczyć pewnie interweniującego Boruca.
W przerwie Wojciech Hadaj zaprosił kibiców Legii do nowej zabawy. Mianowicie należało z połowy boiska wstrzelić piłkę do bramki, ale pod warunkiem, że nie dotknie ona ziemi... Zadanie to okazało się zbyt trudne i sześciu osobom 5 tys zł. przeszło koło nosa... Co do gry Legii w pierwszej połowie, to należy pochwalić ją za determinację, grę z pierwszej piłki i świetne przyjęcie. Imponowali wszyscy legioniści. Nawet Marek Jóźwiak, mimo dwóch kiksów, grał bardzo dobrze i zapoczątkował kilka akcji ofensywnych. Warto także nadmienić, że nasi gracze wrócili dziś do starego dobrego systemu 3-5-2. Jak wiemy, okazało się to bardzo trafne.
W drugiej części meczu sytuacja wyglądała podobnie jak w pierwszej. Legia atakuje, Wisła koncentruje się na kontrach, które wychodziły gościom bardzo dobrze. Szczególnie Brasilia bardzo dobrze grał na lewym skrzydle. Mimo to gospodarze cisnęli i za wszelką cenę dążyli do zdobycia gola. W końcu ich starania dały wymierny efekt. W 52. minucie Stanko Svitlica oddał mocny strzał, który Piekutowski obronił, ale przy dobitce Vukovica był już bezradny. 1:0, trybuny szaleją!!! W tym całym tumulcie ciężko było usłyszeć własne myśli! Chwilę później powtórzył się scenariusz z meczu z Lechem, bowiem nie minęła minuta, a było już 2:0!!! Tym razem strzelcem był Svitlica, który dostał piłkę w prezencie od obrońcy Wisły i pewnie strzelił obok bezradnego bramkarza Wisły. W 63. minucie Kiełbowicz był sam przed Piekutowskim, ale ponownie gracz Legii był na spalonym. Niedługo potem powinno być już 3:0! Niestety Saganowski po podaniu Vukovica strzelił ponad bramką. W tym momencie zaczęły się szaleńcze ataki krakowian. Minuta po minucie sunęły ataki zdesperowanych gości. Najpierw Stolarczyk strzelał minimalnie niecelnie z rogu pola karnego. Następnie Boruc cudem obronił potężny strzał Brasilii. Nie minęło kilka chwil a Szymkowiak próbował zmieścić piłkę w bramce z rzutu wolnego. Te ataki bardzo zmęczyły zespół Wisły i na efekty tego nie trzeba było długo czekać. Na połowie boiska piłkę przejął Magiera i pewnie przebiegł aż do pola karnego, po czym... strzelił kapitalnego gola!!! Bramka była rewelacyjna!! Takie gole zdobywali niegdyś Sikorski w meczu z Interem oraz Karwan z Polonią. Nie minęło kilka minut a świetną akcję przeprowadził Wróblewski, ale jego strzał okazał się za słaby dla Wiślaków. W 81. minucie Legia dobiła bezradnego przeciwnika! Po szybkiej akcji w środku pola gola zdobył Łukasz Surma i tym samym stało się jasne, że mit "wielkiej Wisły" minął dziś na Łazienkowskiej. Pewni swego gospodarze zagapili się na chwilę i było już 4:1. Po mocnym dośrodkowaniu gola głową strzelił Brożek. Ostatnie uderzenie w tym meczu oddał, jak zwykle waleczny Saganowski. Jednak zmęczenie dało znać o sobie, przez co piłka minęła bramkę.
Piłkarze Legii dokonali rzeczy "niemożliwej". Niemożliwej dla redaktorów kilku gazet i zawodników Wisły. Przy okazji nasi gracze udowodnili, że grają w piłkę naprawdę dobrze i należy im się trochę szacunku od żurnalistów. Ten mecz był najlepszym prezentem dla każdego sympatyka Legii i dobrej piłki. Brawo Legia!!!
Autor: Michał Szmitkowski